Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/138

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie było to łatwem. Gospodarstwo w Borkach, choć bardzo dobrze prowadzone, nic prawie oszczędzić nie dozwalało. Rzucić je, a jąć się interesów cudzych, było to wyrzec się domu, szczęścia, spokoju, a młode małżeństwo kochało się jak para gołębi. Jedli więc chleb razowy i — patrzeli w niebo! Ksiądz proboszcz stryjaszek, nie wiele mógł im pomódz, bo sam nic nie miał, na probostwie swem nie zbierał, utrzymując, że dochody zbytnie ubogim należały. Lecz, ile razy przybył do synowca, przywoził z sobą wesołą myśl, otuchę, przypomnienie o Opatrzności i pochwały ubóstwa.
Jak św. Franciszek ks. Woroszyło ubóstwo kochał i miał je za stan błogosławiony, utrzymywał że dostatek psuje, serce zatwardza, miłości bliźniego oducza, w pychę wbija i człowieka naraża na pokusy. Nie było to u niego zachętą do próżnowania, bo życia warunkiem głosił pracę — lecz, rozumiał, iż nawet majętni do dobrowolnego ubóstwa chrześcijańskiego w obyczajach obowiązanymi byli.
W Borkach, proboszczowi wydawało się jak w raju. Bielizna była gruba ale czysta, chleb świeży choć razowy, jadło proste i zdrowe, lecz niewykwintne — a przytem śmiały się twarze i królowała tu miłość, — w izdebkach białe ściany, podłoga nie malowana, stołki i stół sosnowy, ale świeżością pachniało, i brzmiało młodą piosenką.
Misia, żona pana Adryana, była hożą i rumianą kobieciną, a z chłopaczkiem śmiejącym się na ręku — choć ją było malować. — Często gdy w polu robota była pilna, a p. Adryan odejść nie mógł, ona, tak samo jak wiejskie kobiety, niosła mu w pole obiad i dziecko, za którem więcej tęsknił niż za obiadem. Dopieroż tam była radość, gdy między