Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.

kopami lub wśród snopów, ukazał się ten gość, do którego wszystkie kobiety wiejskie i dziewczęta klaskając w ręce przybiegały. Czasem się tak długo śmiano i cacano z jedynakiem, że robota na tem cierpiała — aż p. Adryan, żonę i syna pocałowawszy, musiał do domu przepędzić.
W Borkach, z gości rzadko kto bywał, oprócz proboszcza — nie chciano przerywać pracy gospodarzowi, który do zabawy czasu nie miał; w święta tylko, albo oni do rodziców żony jechali, lub się do nich kto wybrał. Z możniejszemi rodzinami znał się p. Woroszyło, lecz nie zbliżał, bo nie miał, jak one, swobody do hulanek, i wiedział, że stosunki te są kosztowne. Oboje czasem bywali u Podkomorstwa, ale tylko wtedy, gdy roboty w polu i gumnach nie było. Czuryło nawiedzał ich czasem w swoich wędrówkach po sąsiedztwie. Nie zdziwiono się więc, gdy jednego dnia konno u wrót się zjawił i zapytał stojącej u studni dziewczyny: jest pan w domu?
A był p. Adryan przy pługach, które niedaleko orały; zamiast więc nudzić gospodynię, ruszył Czuryło przez pola do oraczy.
— Aż mi się za panem stęskniło — zawołał zbliżając się do Woroszyły. Nie będę ci zawadzał, bo jadę dalej, przyjechałem tylko dowiedzieć się czyście zdrowi? co u was słychać?
— Bogu dzięki! Bogu dzięki! — rzekł wesoło młody gospodarz, rękę podając; żona zdrowa, chłopak już parę słów bąka, na polach nienajgorzej, za wszystko Boga chwalimy.
— Aż miło — dodał Czuryło — bo drudzy, co stękają, tę tylko mają korzyść z tego, że ludziom i sobie są nieznośni.
— Patrząc na poczciwą waszą pracę, p. Adryanie,