obawiać. Będziesz jej zbawcą — musi ci być wdzięczna.
— Tak, a wszyscy wierzyciele i zastawnicy, ilu ich jest, — tylu sobie zrobię nieprzyjaciół — dodał p. Adryan — po co mi to?
— Wierzyciele cię w ręce całować będą, bo inaczej groszaby nie widzieli — rzekł Czuryło, znasz mnie — spodziewam się, że mi wierzysz, namawiam cię — zachęcam, proszę, stoję za tobą i przy tobie. Tylko — o mnie nigdzie i nikomu, ani słowa — to warunek. Teraz — masz wóz czy przewóz; dwa dni do namysłu, trzeciego przyjadę — powiesz tak lub nie — jak ci się podoba.
To mówiąc wstał z kamienia Czuryło i dodał:
— Trochę głębiej każ orać — nie zawadzi — do zobaczenia.
Siadł na konia, i nim zdziwiony i poruszony Woroszyło, czas miał odpowiedzieć, miedzą już pokłusował do gościńca...
Nie bardzo tego dnia dobrze pilnował orki gospodarz, bo miał głowę pełną tego, co mu w nią rzucił Czuryło. Wprawdzie do wieczora przetrwał w polu, lecz do domu wróciwszy, gdzie żona z wieczerzą czekała, — niemając dla niej tajemnic nigdy, wyspowiadał się zaraz swej Misi, z tego, co mu mówił Czuryło.
Wiedziała ona, że Strukczaszyc był tego dnia, bo go u bramy widziała — zdziwiła się zaś mocno i temu, co przywiózł, i naleganiu i warunkom. Uśmiechało się jej dokupienie kawałka ziemi do Borków; ale jakże ono drogo miało kosztować! Mąż musiałby ciągle być za domem, gryźć się i kłopotać, nieprzyjaciół sobie robić, ją zaniedbać. Szczęście, którego używali, byłoby zatrute. Z drugiej strony,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/142
Ta strona została uwierzytelniona.