przyszłość dzieci... Mówiąc o tem do późnej nocy, oboje posmutnieli jakoś. Czuli, że byłby to przełom w ich życiu — i że szczęśliwe chwile spokojne z pod strzechyby uleciały.
Nazajutrz mówili znowu, i cały dzień niemal zszedł na rozważaniu — co lepiej; wkońcu p. Adryan postanowił o radę udać się do proboszcza.
Siadł na koń i ruszył. Zastać go w domu wcale łatwo nie było — tego dnia jakoś trafiło się, że dzieci na katechizm zwołał, i nie ruszał się nigdzie. Adryan mu wytłómaczył i powtórzył wszystko. Zamyślił się proboszcz, długo nie mówił nic, potem zasmucił, widać było, że sam dobrze nie wiedział, co radzić synowcowi, wkońcu rzekł:
— Czuryłę znam dobrze, lepiej niż inni, gdyby ci to kto inny proponował, bez namysłu-bym rzekł: odrzuć, — jeżeli on z tobą być przyrzeka, ufam że złego się nic nie stanie. Człek rozumny i stateczny.
Ja nic nie mam przeciw temu, ty, pomódl się, westchnij do Ducha Świętego i uczyń jak on natchnie.
Rozmawiali długo, i Adryan do domu wrócił, po drodze sobie już powiadając: sprobuję szczęścia.
Gdy o tem żonie oznajmił zapowrotem, spłakała się Misia — uściskała, nie powiedziała nic!
Na dzień oznaczony przybył Czuryło, niespokojny i jakby rozgorączkowany. Czekano go we dworze, ale Misia nie chciała wyjść do niego; zdaje się, że żal czuła o to, iż jej męża odbierał.
— No — a zatem co będzie?
W milczeniu rękę mu podał młody Woroszyło.
— Rób zemną co chcesz — rzekł — a no — pamiętaj, drogi panie, ja się na was spuszczam; wam tylko będę posłuszny.
— Bądź spokojny — odparł Czuryło z powagą —
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/143
Ta strona została uwierzytelniona.