mużkę zawołał Podkomorzy, aby okienice otwierał, razem mu dał dyspozycyą, żeby Czuryłę do niego prosił.
W dobry kwadrans powrócił chłopiec, kręcąc palce i wyłamując je, co zawsze zwiastowało, że miał jakieś ciężkie posłannictwo do wytłómaczenia.
— Proszę jaśnie pana — rzekł — nie wiem co się to ma znaczyć — pana Czuryły już niema i — proszę pana, ludzie gadają, że wszystkie swoje rzeczy zabrał. Ja tam nie wiem.
— Idź-że mi zawołaj kogo rozumniejszego od siebie — zahałasował Podkomorzy, — bałwanie jakiś!
Jarmużka wyskoczył, spotkał się z p. Szczepanem, trzymającym jakąś kartkę w ręku, i wytłómaczył mu z czem był posłany. — Pan Szczepan szedł właśnie do ojca.
— No — cóż znowu, słyszę — Czuryło wyjechał? Czy go co opętało!
— A wyjechał — odezwał się p. Szczepan — wyjechał nawet, zdaje się, że na dłużej niż zwykle, bo pismo do nas zostawił.
— Gdzie? jakie? pokaż? Jarmużka, okulary! dawaj tu okulary.... począł, zrywając się Podkomorzy. Otóż tobie masz! otóż masz!
Stary się zmieszał mocno, bo mu zaraz na myśl przyszło, że mógł być przyczyną jakiegoś desperackiego kroku. List Czuryły brzmiał jak następuje:
„Jaśnie Wielmożny Podkomorzy, Dobrodzieju, Jaśnie Wielmożni Państwo Szczepanowstwo.... Jestem zmuszony gościnny, łaskawy dom wasz, który tyle lat mi za przytułek służył — opuścić. Darujcie mi, iż czynię to bez pożegnania, sobie serca nie chcę zakrwawiać, ani wam niedolą się moją naprzykrzać. Bóg jeden wie czy się na tym ziemskim padole pła-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/160
Ta strona została uwierzytelniona.