Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/163

Ta strona została uwierzytelniona.

mocno, aby pisał natychmiast i starał się go skłonić do powrotu, oznajmując o tem jak go w Kurzeliszkach opłakiwano, jak stary nadewszystko gryzł się i martwił tą myślą, iż był przyczyną odjazdu jego.
W istocie, staruszek ciągle mówił o Czuryle i uspokoić się nie mógł, a gdy w tydzień potem przybyła znowu Wojewodzina, nie mógł wytrzymać, aby i jej się z tem nie wygadał.
— Wie pani, że oto, dziwnym trafem, rozmowa jej ostatnia zemną, była przyczyną niemiłego dla nas wypadku.
— Jaka rozmowa? — spytała zdziwiona pani.
— Byłem zapytany przez nią o rezydenta, o tego poczciwego Czuryłę, którego jej kamerdyner nazwał przez omyłkę — Piatnickim. Cóżem miał to przed nim taić? Ponieważ już po raz drugi się trafiło, że go za Piatnickiego wzięto...
— Jakto? po raz drugi? — wtrąciła niespokojnie Wojewodzina — po raz drugi?
— Tak było w istocie — ciągnął dalej Podkomorzy, i dlategom mu demonstrował, że — coś w tem jednak być musi.
Czy się obraził tem podejrzeniem, czy niewiem co do niego przystąpiło — słowem — uciekł, wyniósł się, ani słychu o nim.
Stary westchnął, Wojewodzina bardzo jakoś żywo wydawała się tem zajętą; obeszło ją to nadzwyczajnie, poczęła się dopytywać, badać, o czas przybycia, o pobyt, o człowieka, i niemal przez cały czas swej bytności w Kurzeliszkach, o tem tylko mówiła.
Dziwił się nawet Podkomorzy, iż ją to zajęło tak mocno, i wziął ztąd assumpt do spytania Wojewo-