dnego dnia zjechał do rezydencji. Stała się historya jakaś straszna, bo Wałowicz wyszedł do niego z uszanowaniem, oznajmując, iż jaśnie pani przyjąć go nie może. Wojewoda chciał naturalnie rozlokować się, ale dla niego ani miejsca, ani kątka nigdzie nie było, nawet na folwarku i w oficynie.
Nieokazując najmniejszego za to gniewu, ani niecierpliwości, pan Wojewoda, do karczmy odjechać kazał, oznajmiając Wałowiczowi, iż poczeka i codzień się submitować będzie, dopóki pani go przyjąć nie zechce.
Jakoż zawrócono do austeryi na trakcie, służba wyrzuciła żyda precz — z bebechami — wykadzono, wybito, urządzono Wojewodzie jakotako kwaterę, a dwór jego zajął się akomodowaniem karczmy do dłuższego pobytu.
Wojewodzina zamknęła się hermetycznie. Codzień z austeryi dążył kamerdyner do rezydencyi z zapytaniem: czy jaśnie pani przyjmuje jaśnie pana? i wracał z odpowiedzią, że jaśnie pani jasnego pana przyjąć nie może. Wałowicz z panem Lemoine, kamerdynerem Wojewody odbywali tę ceremonią serio, kłaniali się sobie, i rozchodzili nieśmiejąc.
Trzeciego dnia, znudzony Wojewoda, pojechał w odwiedziny do Kurzeliszek, choć Podkomorzego nie znał. Wiedziano tu już o jego przybyciu, lecz się nie spodziewano u Podkomorstwa.
Wojewoda byt mężem wielkiej powagi i taktu, zimnym, grzecznym, arystokratycznym w obejściu, i równie zamkniętym, jak Wojewodzina była otwartą. Nie zaczepił więc w rozmowie wcale stosunku swojego z żoną, nad której słabem zdrowiem ubolewał właśnie w chwili, gdy ona, korzystając z wy-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/165
Ta strona została uwierzytelniona.