Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/166

Ta strona została uwierzytelniona.

jazdu męża do Kurzeliszek, wyruszyła w lasy na polowanie, nieobiecując się prędko z powrotem.
Z panem Podkomorzym mówili de publicis tylko, o których wiele się można było w istocie dowiedzieć od wpływowego i czynnego statysty. Codzień przychodziły mu kresy z Warszawy i gazety, nietylko krajowe ale nawet Hamburskie i Lejdejska.
Wojewoda o żonie mówił z rewerencyą i przywiązaniem gorącem, wcale niemyśląc obcych wtajemniczać w swe stosunki z nią, ani się na nią uskarżając. Humor nawet umiał przy obcych utrzymać taki, iż go posądzać nie było podobna o żal do niej i nieukontentowanie.
Podkomorzemu nadzwyczaj się podobał, i nie mógł pojąć jak ta kobieta poznać się na nim nie umiała. Wiek dosyć podeszły Wojewody, tak sztuka umiała jakoś zneutralizować, że można go było wziąć za średniego wieku mężczyznę.




O Czuryle odtąd wcale już słychać nie było.
Młody Woroszyło spełnił polecenie proboszcza: napisał z naleganiem i prośbą, aby powracał, malując mu jak go w Kurzeliszkach żałowano, jak po nim tęskniono. Na list nie odebrał żadnej odpowiedzi.
Później już utrapione interesa Wojewodziny, na które ciężko dać było rady, zmusiły go do odezwania się z prośbą o pomoc pieniężną. Nieznany człowiek w parę tygodni przywiózł mu summę żądaną, ale bez listu. Czuryło znaku życia nie dawał.
Na sumieniu go miał Podkomorzy i starał się to odpokutować. Niemożna mu było wspomnieć teraz