Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/174

Ta strona została uwierzytelniona.

Upłynął tak rok, gdy Wałowicz za jakimś interesem pani pojechał do Słonima. Nie było go dni parę, a gdy powrócił, nie miał nic pilniejszego nad oznajmienie Wojewodzinie, iż znowu tego — mniemanego Piatnickiego widział na swe oczy na ulicy, że nieznacznie go śledził, — ale mu znikł potem i już go wyszukać nie było podobna.
Wojewodzina ruszała ramionami; nazwała to przywidzeniem, tak samo jak powieść pani Zubkowej o spotkaniu w Kamieńcu — ale przybywszy do Kurzeliszek, powtórzyła to u Podkomorstwa:
Zrobiło to niezmierne wrażenie, a stary zaklął Szczepana, żeby jechał zaraz sam i starał się dowiedzieć. A nuż go wyszuka?!
Pan Szczepan, który ociężał był teraz i zleniwiał więcej niż dawniej — nie bardzo sobie życzył trzęść się na bryczce — lecz dla ojca gotów był na złamanie karku. Pojechał nazajutrz, oczekiwano nań niecierpliwie.
Jarmużka, nieustannie wysyłany, dowiadywać się czy pan Szczepan nie wrócił — nie rychło oznajmił, iż — przybył nareszcie.
Nie przywiózł jednak nic nad to, iż znajomi żydzi w istocie widzieli tu Czuryłę parę razy. Strzęsiono miasteczko i wszystkie zajezdne domy — pan Szczepan czatował po kościołach, ale rezydent znikł. Pamięć tylko znów odżyła.
— Może on kiedy namyśli się i powróci — mówił Podkomorzy — a już mnie nie zastanie, bo mi czas, bo mnie tam wołają!
Nogi puchły coraz bardziej, i Podkomorzy słabł, aż jesienią, gdy mu się nagle pogorszyło, mimo doktora hetmańskiego, którego sprowadzono, mimo starań i zabiegów, przykładnie przygotowany na