— Powiedzże Hałandziczowi, aby mi jutro posłał po niego.
Skłonił się Wałowicz, a nazajutrz o południu pan Adryan stawił się na zawołanie. Wojewodzina bardzo go lubiła, choć nie było charakterów na świecie, napozór sprzeczniejszych, nad jej otwarty aż do zuchwalstwa, a jego, pomiarkowania i taktu pełny. Woroszyło też, znając jej wady, ujęty był raczej przymiotami, które w niej odkryć usiłował.
Wojewodzina i teraz nie myślała się wcale taić z powodami, które ją do interesowania się Czuryłą skłaniały. Zgóry zapowiedziała Woroszyle:
— Znałam tego człowieka zamłodu, lubiłam go bardzo, ucierpiał z mojej przyczyny, nie dziw się pan, że mnie on mocno interesuje
Dla pana Adryana było to wyjaśnieniem, czemu Czuryło tak się gorąco zajmował sprawami majątkowemi Wojewodziny, które mu powierzył. Dawszy jednak słowo, że zachowa tajemnicę, zdradzić jej nie mógł.
— Pan miałeś i masz z nim stosunki — dodała pani Wojewodzina — powiedz mi: co się z nim dzieje?
Zawahał się nieco pełnomocnik, namyślając, ile i co powiedzieć może.
— Dałem słowo Czuryle, że miejsca jego pobytu ani adresu, który mi dał, nikomu nie powiem. Pani więc wymagać po mnie tego nie będzie. Co się tyczy jego sytuacyi, to tylko mogę zaręczyć, że Czuryło zdaje się być w położeniu niezależnem i niczego od nikogo nie potrzebuje.
— Jednakże tak długo był na łasce Podkomorzego? — spytała Wojewodzina.
— Na łasce, nie — odparł Woroszyło — kochał
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/177
Ta strona została uwierzytelniona.