wym, okryta była jakby przeczuciem wiekuistego spokoju, który wkrótce starego męczennika być miał udziałem.
Gdy milcząca wpatrywała się tak w niego, wzrok ten może utkwiony w chorego, podziałał nań siłą tajemniczą; otworzył oczy, spojrzenie jego padło na tę postać, która mu się jakby w marzeniu zjawiła nagle — cudownie i — powieki już zamknąć się nie mogły.... Zwolna — probując życia własnego — chory ręce sparł na pościeli i usiłował się poruszyć, podnieść może, a ksiądz Woroszyło, który się zbliżył, pomógł mu nieco.
Rozbudzony, ciągle ze wzrokiem utopionym w Wojewodzinę, jakby wątpił czy go oczy nie mylą, drżał ze wzruszenia.
Wojewodzina odezwała się cichym głosem:
— Uspokój się — to ja, stara znajoma twoja, przecież choć chorego mi cię nawiedzić los dozwolił; Co ci jest?
Czuryło odpowiedzieć nie umiał. Słuchał głosu jakby napój jakiś po długiem spragnieniu połykał; usta mu się zaczęły uśmiechać.
— To wy — pani moja? — ale jakim cudem?
— Dowiedziałam się, przypadkiem. Jużci-ż to obowiązek chorego nawiedzić. Ty tu leżeć nie możesz, trzeba cię przewieźć do mnie.
To mówiąc i umyślnie chłodną się być starając, Wojewodzina siadła na stołku, który jej podano. W tem nadjechała bryczka z p. Adryanem, a w niej to, co na ślepo z domu dla chorego wzięto, w myśli, że przydać się może.
Wojewodzina zdjęła rękawiczki i sama się zabrała do spełniania obowiązków siostry miłosierdzia. Kazała ogień zapalić na kominku, aby bulion rozpuścić,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/187
Ta strona została uwierzytelniona.