Na cmentarzu w Kurzeliszkach staraniem Wojewodziny i Podkomorstwa, wzniesiono pamięci Czuryły aż nadto wspaniały grobowiec. Brat rodzony próbował testament obalić zrazu, lecz, przekonawszy się, że to było niepodobieństwem, wyrzekł się tej myśli.
Wojewodzina pozostała w swej rezydencyi, z rezygnacyą zabawiając się ogrodem, kwiatami i hodowaniem różnych faworytów w założonej ptaszarni i zwierzyńcu. Polowanie i koń wkrótce zarzuconemi zostały.
Coroku przybywał pan Wojewoda, zawsze żywiąc nadzieję, że żonę skłoni do powrotu i wspólnego pożycia. Wedle raz przyjętej formy, musiał stawać w oberży, gdyż we dworze nigdy dla niego miejsca nie było. Wałowicz i jego następca meldowali Wojewodę przez dni kilka, dopóki pożegnalnego posłuchania nie otrzymał. Czasem razem z innymi gośćmi Wojewodzina na obiad go zapraszała, po którym się rozstawali, zawsze grzeczni i pełni względów dla siebie. Tylko gdy mąż wznawiał rozmowę niemiłą o powrocie do stolicy, cierpliwość tracąc pani, czasem się nieco wyraziła ostro:
— Proszę cię, panie Wojewodo, do czego ci się to zdało? kochać się już nie będziemy — to próżno, nudzić się wygodniej osobno, a możebyśmy jeszcze kłócić się musieli? To waćpanu dla jego zdrowia nawet, nie byłoby dobrem. Dajmy już sobie pokój.
W kilka lat, Wojewoda, jak to naówczas delikatnie mówiono, wypłacił dług naturze. Gdy wiadomość o tem doszła do żony, pożałowała go nieco, wdziała żałobę, lecz życia wcale nie zmieniła. Wiek nie złamał jej rychło. Nietroszcząc się wcale
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/193
Ta strona została uwierzytelniona.