Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

skiewicza, a małżeństwo było nieszczęśliwe, bo się zapił nieborak, i wdową ją porzucił. Obyli się wszyscy z Czuryłą i obyczajami jego, przecież korciło to niemal wszystkich co tam za tajemnica w życiu jego tkwiła. Rzadka-to zaprawdę rzecz, żeby człowiek tyle lat żyjąc na jednem miejscu, niczem się i nigdy nie zdradził, z niczem nie wydał. Miał takie sposoby odpowiadania, gdy go kto nacisnął, że się jak węgórz z ręki wyślizgiwał.
Podkomorzy stary, gdy już raz się przekonał, że wolą było Czuryły nie mówić o przeszłości, umiał ją poszanować; inni mniej delikatnymi byli, lecz to się im na nic nie przydało.
Niekiedy mogło się komu zdawać, gdy mowa była o jakich stronach, a Czuryło z wielką znajomością się o nich odzywał — że to być muszą jego rodzinne; ale wnet przyszło mówić o innych, które też opisywał jakby w nich długo żył i gościł. Z tego tyle tylko wnosić się godziło, iż siła po świecie bywał. Toż samo gdy o ludziach, familiach, koligacyach mówiono, co się niemal codziennie trafiało. Czuryło prawił o nich z taką pewnością, jakby się tylko drzewy genealogicznemi zajmował. Pamięć miał nadzwyczajną. Przytem człek był skromny. U stołu z dobrej woli zawsze na szarym końcu, przy wyjściu ostatni — gdy go nie zaczepiono, milczący. Trafiło się usłużyć, to jak pierwszego dnia, choćby guza miał oberwać, zawsze stał w pogotowiu. Czasem go i nadużywano — nie odmówił nigdy. W tych rzeczach, które naówczas szlachcicowi, pod utratą reputacyi, znać i wiedzieć a mieć w nich wprawę było potrzeba, Czuryło był expertus, jak rzadko.
Na koniach się znał, że najlepszego roztrucharza w tem przeszedł — w myśliwstwie pierwszym zaw-