opromieniało, że się mienił, jako to o błogosławionych mawiają.
Choć po dworach pańskich i szlacheckich rzadziej go było widzieć, niż po chatach i zaściankach — a no — u Podkomorstwa z obowiązku częściej gościł. Zaraz w początkach, gdy się Czuryło tu zasiedział, zetknęli się raz i drugi: ks. Woroszyło, który tak ludzi na wylot znał, bo miał do tego dar osobliwszy, że czuł co w kim siedziało — przystał do Strukczaszyca.
Chadzał on do niego na plebanię. Trafiało się, że chłopca do ministrantury nie stało: Czuryło i posłużyć do mszy uklękał. Księdza sobie i tem i — niewiem czem — skaptował. Gdy potem ludzie się tak bardzo niepokoić poczęli tym sekretem p. Czuryły, że go, na żaden żywy sposób, dojść nie mogli — ks. Woroszyło brał go w obronę.
— Ciekawość! pierwszy stopień do piekła! — mówił — cóż chcecie wiedzieć, co? Znacie go, że człek dobry, a że się wam z protoplastów nie chwali — to i lepiej. Dalibyście mu pokój.
Przyjaźń i przywiązanie dziecięce niemal, które się zawiązało między proboszczem a Czuryłą, pomogło mu wielce do opędzenia się natrętnej ciekawości. — Strukczaszyc się spowiadał, do komunii św. przystępował, dosyć już było tego, aby niedowiarków przekonać, żeć kryminału nie miał na sumieniu, bo nie szukał konfessyonału pod laską.
Ks. Woroszyło gdzie go zobaczył, zaraz do niego szedł i chętnie się nim wysługiwał. Dawał mu polecenia różne, żartował z nim, lubił go. Gdy do dworu czasem zwabić było trzeba proboszcza, nieposłano po niego nikogo tylko Czuryłę. Ten go już pewnie przyprowadził. Wówczas gdy p. Marcellina
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.