i wnukami. Brał conajlepsze suknie, wdziewał buty aksamitne, opasywał się pasem sutym i kazał się prowadzić do sali. Tych dni jednak mało w roku bywało: wigilia Bożego Narodzenia, Nowy Rok, Wielko-czwartkowa wieczerza, Wielkanoc, imieniny synowej i syna. W lecie go na ganek od ogrodu w ciepłe dnie wynoszono. Czasem, gdy nogi odeszły, o dwóch kijach przechadzać się próbował, lecz nie długo, potniał bowiem z wysilenia, sam się chcąc utrzymać na nogach.
Czuryło starzejącemu się Podkomorzemu teraz potrzebniejszy był, niż kiedykolwiek; a choć młody równie go lubił, radził się i używał, choć go i pani wielce ceniła i wnuki kochały, a były z nim poufale i serdecznie — starzec się bez niego prawie, można rzec, obejść nie mógł.
Zaledwie odszedł Strukczaszyc, już Podkomorzy na Jarmuszkę, chłopca, który nigdy się nie oddalał z przedpokoju — dzwonił, a wołał i posyłał za Czuryłą.
Okazywało się, gdy przyszedł, że mu zapomniał czegoś dopowiedzieć — o coś się go zapytać, albo go prosić, aby gdzie dotarł.
Staruszek bowiem, choć się wcale do gospodarstwa nie wdawał urzędownie, miał tę imaginacyę, że ono bez niego szło gorzej, i że nie zawadziło, gdy coś przypomniał. Dozwalano mu tej satysfakcyi, iż ze swego fotelu rady i dyspozycye przesyłał, które niby spełniano.
Syn Podkomorzego i jego następca, był, mimo wielkiego do ojca podobieństwa, już człowiekiem świeższego autoramentu, o czem najlepiej owo barometrum świadczyło. Nosił się też po francuzku, choć w domu kapotę z ochotą wdziewał; głowy
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.