już nie golił, i włosy długie, piękną twarz jego otaczały. Wieś, chociaż lubił, — nie zaniedbywał też czasem przejechać, odświeżyć się w mieście. Towarzystwa potrzebował, gaduła był wielki i choć się niby trudnił wszystkiem i nie przykrzył sobie pracą — do próżnowania żyłkę miał wielką; oboje z żoną lubili życie wygodne, wesołe i spokojne; dzieci kochali i ludzie byli zacni, ale do walczenia z przeciwnościami niestworzeni. Najmniejszy kłopot głowę im zawracał i życie zatruwał, tak, że nie wiedzieli co począć — i często stary Podkomorzy ze swojego fotela skuteczną służył radą.
Syna się już byli dochowali, chłopaka dorodnego z którym narazie jeszcze nie wiedziano co począć: czy go do wojska dać, czy w życiu obywatelskiem kierować. Córka, panna Izabella, śliczna panienka, trochę flegmatyczna, właśnie też dorastała.
Wśród tej rodziny, postarzały już Czuryło, jakby krewny niemal, bo dla niego żadnych nie mieli tajemnic, życie pędził, można powiedzieć, szczęśliwe.
Od wielu lat jak tu przebywał; niemal przykładu nie było, ażeby albo oni z niego byli nie radzi, lub on na nich miał się żalić. Obchodzono się z nim jak z gościem, chociaż on dobrowolnie chciał być sługą. Jeźli żądano czego od niego, to w taki sposób, że nigdy się obrazić nie mógł.
Deresz ów sławny, dawno już był zdechł, doszedłszy pięknej, jak na konia, starości, bo miał pewnie lat około trzydziestu, gdy jednego ranka znaleziono go w stajni do góry kopytami. Czuryło się spłakał nad nim, i, co mu się należało, dopilnował, aby go z podkowami i skórą, honorowym sposobem pochowano. — Podkomorzy skorzystał z tego wypadku i darował mu źrebaka w czwartym roku, także de-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/34
Ta strona została uwierzytelniona.