ciwko temu, ale radby był dla niego nanowo je zawiązać. Stało się tedy jednego razu, gdy z Grodna wrócił Szczepan, że się z tym chwalił, iż mu książę.... jeden z wysokich dygnitarzy koronnych, przypadający staremu Mingajle ciotecznym, odwiedzić go przyrzekł. Ponieważ jedna z rezydencyj książęcych, do której on rzadko zaglądał, nieopodal była od Kurzeliszek, a właśnie ów pan w tych czasach miał ją odwiedzić — zaczęto więc zaraz przygotowania czynić dla przyjęcia.
Wiedziano, że książe, który znaczną część życia za granicą przebył, do wygódek i pieszczot nawykły był bardzo. Szło o to, aby się dom szlachecki nie powstydził. Nie wstydzono się w nim staroświecczyzny, lecz chciano też pokazać, że i nowe rzeczy a inwencye obce tu nie były. Szczególniej pan Szczepan miał ten punkt honoru.
Dnia tego późno z Grodna powróciwszy, z żoną i córką zaledwie się przywitał (syna w domu nie było) i do starego ojca pośpieszył. Podkomorzy właśnie w swojej izbie z Czuryłą siedział. Stary na fotelu ze stołeczkiem pod nogami, Strukczaszyc na sepecie, gdzie już wyznaczone miał miejsce. Jak tylko zahuczało, a Jarmuszka przyszedł oznajmić, że młody pan przyjechał, już Podkomorzy począł dawać znaki niecierpliwości: czemu nie przychodzi. Aż drzwi się otworzyły i wbiegł p. Szczepan, śpiesząc ucałować rękę ojcowską.
Wstał i Strukczaszyc na powitanie, i radość była wielka, zatem posypały się pytania: Jaka była droga, czy który z koni nie zakulał, czy się koło nie roztrzęsło, co słychać w Grodnie de publicis, z kim się p. Szczepan widział? i t. p.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/36
Ta strona została uwierzytelniona.