ale ten Czuryło klinem mi we łbie siedzi. Co ten człowiek popełnił, za co pokutuje? Z czem się kryje? nikt nie wie? Tyleśmy lat z sobą pod jednym dachem spędzili, żeby kiedy pisnął, żeby się poskarżył i żeby się z najmniejszą rzeczą zdradził!
— Widzisz jegomość dobrodziej — rzekł ks. Woroszyło — musi tedy mieć powody ważne, gdy milczenie takie zachowuje — zatem lepiej o tem nie myśleć.
— A wróciż on? bo słyszę juki zabrał, i derkę z konia — odezwał się stary.
— Gdzieżby się podział, mówił proboszcz, nie ma on pono kąta nigdzie, a lepiej mu też nie może być na całym świecie jak tu.
— Przyznam się — jegomości — dodał Podkomorzy, że, gdyby, uchowaj Boże, nie wrócił, tobym śmierte:lnie na nim zatęsknił. Nawykłem do niego jak do chleba — trudno mi się obejść. Dobry w gruncie człek, tylko te sekreta jego! te sekreta!
Od tego dnia już rozpoczęto w Kurzeliszkach przygotowania do przyjęcia jego ks. mości. W istocie kłopot z tem był nie mały. Jak tylko stanął dygnitarz w swej rezydencyi, natychmiast pani Szczepanowa posłała afidowanego człowieka dowiedzieć się co książe jadał, co pijał, jak mieć lubił. Chciano go przyjąć tak, by mu tu dobrze było.
Okazała się potrzeba włoskiej czekolady na rano, win francuzkich do obiadu, gdy w domu węgrzyn panował, a książe do burgunda był nawykłym. Posłano sztafetę do Warszawy, by co brakło, przywiozła. Kucharza musiano z innego domu magnackiego wypożyczyć, Francuza, choć p. Szczepanowa z tradycyi wiedziała, że będzie ogień masłem podsycał.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/48
Ta strona została uwierzytelniona.