Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/56

Ta strona została uwierzytelniona.

Podkomorzy — rzekł — to mu, mopanku, dam, — i nie dwa, cztery tysiące — na rękodajny prosty skrypt, a księciu jegomości, peh! peh! wiedzą sąsiedzi jak mitra siedzi, chyba na zastaw.... Aut, aut. W żadne skrypty się z nim nie wdam. Na przeszły św. Jerzy w Wilnie nikomu nie zapłacili procentu.... Ludzie na nich płaczą.“
Ponieważ Podkomorzy synowi dał instrukcyę stosowną, że poręki za księcia, dla nieuwłaczania jego honorowi, dawać nie może — pojechał p. Szczepan, stręcząc tylko Kołłupajłę na zastaw.
Przybywszy do rezydencyi, p. Szczepan najprzód nie rychło został dopuszczonym, a to — jak się później okazało, z powodu, że stary dygnitarz, przyjmował właśnie jakąś damę, która przyjechała z Warszawy — a tej ksiaże panu Szczepanowi prezentować nie chciał. Książe był wielce muzykalny, a pani ta, miała głos bardzo piękny, lecz, — ludzie złośliwi, mogli starego pana posądzać. Musiał więc się z tem taić, że muzyką nawet w podróży się zajmował. Gdy nareszcie, wpuszczono pana Stefana, książe go przyjął strasznie sztywnie i zimno. Wspomnienie kapitału i Kołłupajły, nie naprawiło humoru, nie wypadało mu, jak mówił, dóbr zastawiać, gdy sknera, kutwa szlachcic wiary w nim nie miał. Poddawał jednak myśl tę kuzynowi, aby sam pożyczył u Kołłupajły i jemu tem wygodził. Pan Szczepan oświadczył, iż się z tem do ojca odnieść musi. Nie proszono go nawet na obiad, czemu także pewnie owa muzyka potajemnie kultywowana stanęła na przeszkodzie.
Za powrotem syna, Podkomorzy do namysłu wziął sprawę. Radby był kuzynowi dopomódz, a nie bar-