Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/61

Ta strona została uwierzytelniona.

ny był, ale milczący. Jarmużka przyniósł gramatkę dla jegomości, a kawę dla Strukczaszyca, wedle dyspozycyi. Stary się z pomocą chłopca i przyjaciela podniósł z łóżka, wdział chałat ranny, zawiązał serwetę pod brodą i począł śniadać. Czuryło też kawę pił. Rozmowa jakoś nie szła, dopiero po śniadaniu, niedając odejść Strukczaszycowi, znowu opowiadać począł o księciu Podkomorzy. Czuryło jednak ani dopytywał, ani się zdawał ciekaw i uparcie milczał. Niemal słowo w słowo rozmowę swą z ciotecznym powtórzył p. Podkomorzy, tak że i tego nawet nie pominął, co o losie swej córki jedynaczki rozpowiadał dygnitarz, iż trzeciego miała męża, a i z tym była nieszczęśliwą. Zdaje się, że musiały historye te już znudzić Czuryłę, bo słysząc jak Podkomorzy się nad trzecim mężem rozszerzał — zżymnął się, wstał Strukczaszyc — i zabrał do wyjścia.
Znowu jednak słowa nie rzekł. Spojrzał nań stary i uderzyło go to, że Czuryło czerwony był i jakby gniewny a wzruszony.
— Ty, kochanku — rzekł — chybaś się tą drogą zmęczył, coś bo mi jesteś nie swój. A! no — to może idź spocząć — bo ja cię nudzę tym księciem.
— Pan Podkomorzy nigdy w świecie nudzić mnie nie może — odezwał się nareszcie Czuryło — ale — co mnie tam ten książe ma obchodzić! Wyszedł tedy rezydent, lecz ledwie się tu zbył opowiadania o księciu, schwyciła go po swojemu, toż samo mu opisując pani Szczepanowa; przyłączył się z relacyą pan Szczepan, a nawet panna Izabella. Strukczaszyca w końcu tak to zmęczyło, że się do oficyny wyniósł prędko i niemal cały dzień z niej nie wychodził.
Po południu tego dnia przyjechał jeden z najmil-