Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/69

Ta strona została uwierzytelniona.

żeństwie wytrwać. Pracował, słyszę, nad tem mocno: najprzód, aby zbadać, czegoby sobie życzyła, potem by znaleźć odpowiedniego kandydata!
— Historye! — znowu zawołał Podkomorzy — ale ją w klasztorze trzeba było zamknąć, na penitencyą.
— Gdzie zaś — najświetniejszy dom prowadziła wówczas; synowiec królewski, książęta de Ligne, co było cudzoziemców dystyngowanych w Warszawie, wszystko się cisnęło do pięknej rozwódki. Prawda, że milszej kobiety wyobrazić sobie trudno. Mogła oczarować kogo chciała, bo ją nie kosztowało wcale taką być jak się jej podobało. Mieniła się rozmaicie, grała jak na teatrum taką rolę, jaka jej przypadała i sama siebie potem wyśmiewała, lub tych, co jej zawierzyli. W końcu ojciec admirując ją, przyklaskiwał z innemi i nie mówił nic. Stateczny wielce człek, lat już średnich, albo i więcej rozumny, statysta, bogacz wielki, zaczął bywać u niej na wieczorach, a właśnie owdowiał od niedawna. Podobał się jej. Zaczęła go tedy kusić, ojciec pomagał. Wzięli tak we dwa ognie pana Wojewodę, że ten, po długiem wahaniu, gdyż synowie dorośli stali na przeszkodzie i oponowali, naostatek się ożenił. Jest to tedy ten trzeci mąż, o którym książe powiada, że z nim jest nieszczęśliwą. W istocie, wziął ją krótko i surowo, a cóż to dopiero takiemu rumakowi wędzidło, co do niego nie był nawykły! Wojna nieustająca. Z jednej strony, z pozwoleniem szalona baba.
— No — i dobrze mówisz! — potwierdził Podkomorzy.
— Z drugiej, człek z takim temperamentem, że się nie gniewa nigdy, nic go do niecierpliwości nie