Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/75

Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóż to się stało ze Strukczaszycem, że go tu nie widzę?
— Bóg go wie — posyłałem po niego dwa razy, odezwał się Podkomorzy — suponuję, że unika spotkania z deputatem, z powodu, żeście się ostatnią razą popstrykali.
— Ależ to rzecz załatwiona, skończona i zapomniana! — zawołał deputat. Gdyśmy przyjechali był u Podkomorzyny, widziałem go, a potem zniknął.
— Wuj mówi o tym panu, któregośmy przyjechawszy znaleźli w sali? — wtrącił Zubko.
— A tak — obserwowałeś go? — spytał Ruszko.
— Wpadł mi w oko — odezwał się siostrzeniec — bo — słowo daję żem go gdzieś już spotkał i widział, i zdaje mi się, że go znam.
— Ale — gdzie zaś! — przerwał Podkomorzy, asindziej w naszych stronach nie bywałeś, a on tu lat, bodaj już dwadzieścia, mieszka, i nigdzie się tak daleko nie rusza!
— Jednakże, powiadam p. Podkomorzemu — dodał Zubko — pamięć mam doskonałą, mylić się nie mogę, gdzieś go widywałem.
— Może kogoś podobnego! — wtrącił Ruszko.
Siostrzeniec głową pokręcił i zamyślił się mocno.
— Nie mogę sobie narazie nazwiska przypomnieć — rzekł — ale..., Jakże się on nazywa?
— Sebastyan Czuryło — szybko poddał Podkomorzy.
— No, i gdzież ci się zdaje, że go widzieć mogłeś, bo to jednak ciekawa rzecz — pytał Ruszko.
— Gdzie? albo w Kamieńcu Podolskim lub w Żytomierzu, tak mi się zdaje, albo w Łucku na sejmiku, lub....