temu dopomódz, ale sposobu nie było. Pokazywał się on to tu, to tam, ukradkiem, szukając pomocy i nigdzie jej znaleść nie mogąc.
Młodszy, w pieniądze ufny, dobrał sobie cygańskich świadków, i niewiem jakie dowody, że ów brat, za którego się ten podawał, dawno zmarł gdzieś, włócząc się po świecie. Głośna to była sprawa, choć do sądów nie przyszła. Mówiono, że dwornię swą zuchwałą, pan brat w tropy wyprawił, przykazawszy bodaj ubić samozwańca.
Tamten więc ledwie się gdzie śmiał okazać, — niewiem ile to lat tak trwało, gdy ów już ubezpieczony na całym majątku się rozsiadł i panował, a życie prowadził mało nie takie jak ojciec, albo w stepie z chartami, albo za stołem przy wódce. Zuchwały strasznie, zwłaszcza gdy się napił, raz pono, starego kozaka, co u ojca jeszcze służył, za małe przewinienie straszliwie osiec kazał. Nazajutrz ów skrzywdzony ze dworu znikł, myślano, że się poszedł utopić z rozpaczy i wstydu, i, choć go żałowano, zapomniano o nim prędko.
Stało się jednak co innego; mściwy starzec, poszedł w świat szukać owego starszego brata, którego też, po długich śledzeniach i wędrówkach wyszukał. — Z nim rozmówiwszy się i nabrawszy przekonania, iż prawdziwym Piatnickim był, ofiarował się w sądzie to zeznać pod przysięgą, i innych jeszcze szukać świadków. Żyła zgrzybiała piastunka panicza.
Nim się młodszy brat czas miał obwarować i zapobiedz, w sądzie już leżały wiarogodne zeznania. Jak piorun padły pozwy.... i dowody niezbite, iż przywłaszczycielem nie był ten, którego samozwańcem niesłusznie nazwano. Stanął on przed sądem,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/78
Ta strona została uwierzytelniona.