Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/83

Ta strona została uwierzytelniona.

— Uważałem — rzekł p. Szczepan, ale to — z prędkości.
— Ba! ba! patrzałem ja mu w oczy — dodała pani Szczepanowa, żebyś wiedział jak się zmięszał.
Pan Szczepan był człowiek prostoduszny w obejściu z ludźmi, nie umiał i nie chciał posądzać nikogo, rozśmiał się, żonę pocałował, i, choć ona ze swego nie ustępowała — do jej postrzeżenia żadnej nie przywiązywał wagi.
W kilka dni Zubko z deputatem przybyli znowu. To już miało swe znaczenie, na którem omylić się nie było podobna. Matce serce uderzyło mocno; i najprzód się pobiegła pomodlić przed obrazkiem, którego opieka dla domu była wypróbowaną i skuteczną, potem poszła do córki, niewiedząc, czy ją wyprowadzić i jak ubrać. Czuryło, gdy goście nadjeżdżali, był na podwórzu, zobaczywszy ich natychmiast dał nurka i zniknął. Znowu tedy Jarmużkę posłano do oficyny — drzwi zamknięte. — Gdzie p. Czuryło? nikt go nie widział.
Jarmużka, który rad był przy zdarzonej okoliczności, parę ogórków ukraść, popędził niby go szukając — do ogrodu. Tu — nigdzie niewidziano Strukczaszyca. Pobiegł do stajni — niema, do psiarni — ani słychu. Wszyscy mówili, że tylkoco gdzieś był — a no — przepadł jak w wodę.
Podkomorzy, któremu zdyszany chłopak przyszedł o tem oznajmić, wpadł nań, z wielkim hałasem, nazwał go — osłem — i zarzucił mu że szukać nie umiał. Co już było robić? Jarmużka w przedpokoju siadł z rezygnacyą i z ogórkami, i pocieszał się czystem sumieniem.
A Czuryły jak nie było tak nie było. Deputat zostawiwszy młodzieńca z paniami i gospodarzem,