a jednak pewien odcień nieznaczny w obejściu się Podkomorzego był widocznym.
Tego dnia nierychło stary puścił Czuryłę: najprzód musiał mu szczegółowo opowiedzieć wszystko, co zaszło w jego niebytności; powtóre rozpytać co widział i słyszał. Zbiory siana, pszenice, grochy, orka, wszystko było na placu — deszcze i posuchy, naostatek posłuchy od granicy i domysły czy się nie zanosiło na jakie wypadki.
Było tedy o czem prawić, do późnego wieczora. Podkomorzy spać poszedł w najlepszym humorze.
Tak się tedy życie dalej toczyło, a sekret p. Czuryły pozostawał zawsze sekretem, choć z różnych stron nań podglądano. Pan Zubko coraz częściej bywał u Podkomorstwa, a zawsze się tak jakoś dziwnie składało, że się z Czuryłą nie spotykał.
Ponieważ i syn pana Szczepana, który przebywał w Warszawie, i panna Izabella, prawie na rękach rezydenta się wychowali i byli z nim w najprzyjaźniejszych stosunkach, a panna Izabella nawet faworytką się zwała, nie mogło jej to nie uderzyć, że jej kawalera zdawał się Czuryło unikać. Musiało to jej być w końcu przykrem, gdy się nareszcie odważyła, raz samnasam będąc w ganku ze Strukczaszycem, poufale go o to zagadnęła:
— Proszę też p. Czuryły — rzekła mu przymilając się — czy pan widział tego pana... co z deputatem tu przyjeżdża?
Zrobiła minkę figlarną.
— Pana Zubkę?
— A tak — pana Zubkę, pan go widział?
— Zdaleka — rzekł Czuryło.
— Dlaczegóż — tak zdaleka tylko? — cicho spytała panna Izabella.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/92
Ta strona została uwierzytelniona.