Zmięszany bardzo stał nieszczęśliwy Strukczaszyc; widać było, że to naleganie bolało go mocno, nie umiał nawet już na nie odpowiedzieć.
Panna Izabella spojrzała na chmurną twarz i zmarszczone brwi — żal się go jej zrobiło, lecz widać, że potrzebowała postawić na swojem, lub nie chciała ustąpić — dodała więc:
— Ja pana o to jeszcze raz mocno proszę — i uciekła.
Czuryło długo stał sparty o poręcz w ganku — i dumał, dumał, głową potrząsał, i poszedł do oficyny. Nazajutrz rano konia sobie osiodłał i pojechał.
Deputat mieszkał niedaleko, a przez las ścieżyną, trochę wilgotną, można się było dostać do niego, prawie w pięć ćwierci godziny.
Tą ścieżką pojechał zrana Czuryło, taki chmurny jak wczoraj; jeśli nie gorzej jeszcze. Znał on całą okolicę doskonale, wszystkie nietylko dwory, ale każdego dworu obejścia, zagrody i furtki; nietrudno mu więc było, podjechawszy od tyłu do dworu, dostać się do drzwiczek od sadu, i siedząc na koniu wywołać ogrodniczka, który zaraz wyszedł do niego.
Czuryło, człek praktyczny, zaczął od tego, że mu dał berlinkę w garść.
— Mój kochany — rzekł mu — bądź ty taki dobry, wyszukaj p. Zubkę, znasz go.
— A juści — toć siostrzeniec pański.
— Otóż to — wyszukaj go i tak pocichu mu szepnij, że tu ktoś jest z Kurzeliszek, który ma z nim parę słów do pomówienia.
Chłopak się kopnął żywo, a że znać nazwisko Kurzeliszek miało czarodziejską siłę, młodzieniec nadbiegł prędko, nawet o czapce zapomniawszy. Czu-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/94
Ta strona została uwierzytelniona.