ryło już z konia zsiadłszy, czekał trzymając go w ręku.
Zdziwił się pan Zubko zobaczywszy tego posła, a prawdę rzekłszy i uląkł trochę.
Czuryło mu się skłonił, przedstawił krótko i odprowadził go na stronę.
— Niech mi pan przebaczy — rzekł — że go inkomoduję. Wiadomo panu że — że ja oddawna siedzę u Podkomorstwa. Zdaje mi się, że pan dobrodziej, pierwszy raz mnie tam zobaczywszy zdaleka, znalazłeś jakieś podobieństwo między mną, a pewnym Piatnickim? Podkomorzy mi o tem wspominał.
Zubko stał milczący, niemogąc zrozumieć do czegoby to prowadziło; z niezmierną ciekawością przypatrywał się teraz bliżej panu Czuryle.
— Być może — ciągnął dalej udając wesołość rezydent — że ja nawet bardzo jestem do Piatnickiego podobny. Bardzo być może. Na świecie się trafiają takie nadzwyczajne podobieństwa. Otóż — ja przybyłem pana kochanego prosić — abyś o tem podobieństwie i o tych Piatnickich, jeśli łaska nie wspominał. Ja się zowię Czuryło, lat kilkadziesiąt mnie tu nim znają, mogliby pomyśleć, żem nazwisko uzurpował, że się z własnem kryję. Pan rozumie.
Gdy to mówił Czuryło, Zubko ciągle mu się z podziwieniem coraz rosnącem przypatrywał.
— Niech mi pan daruje — zawołał wkońcu — ale — słowo daję, wszak ja panu w Kamieńcu byłem prezentowany przez mojego drugiego wuja pana Bundrowicza, wszak.... Ale bo pan jesteś Piatnickim.
Kończył jeszcze, gdy Strukczaszyc chwycił go silnie za rękę, wlepił w niego oczy i wolnym głosem rzekł:
— A kiedy ja panu mówię i słowo daję, że jestem
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/95
Ta strona została uwierzytelniona.