— No? palniesz sobie w łeb?... spytała hrabina: nie zdaje mi się, abym się tego przelękła lub tém zmartwiła...
— Może być coś gorszego, przerwał baron: mogę użyć méj władzy, mogę być przykrym, natrętnym, nieznośnym, dokuczliwym...
— A! a! nadto jesteś... dobrze wychowany, żebyś dla zemsty poświęcał interes. Ona się tego nie lęka, a to może zerwać nienawistny jéj związek. Ojciec, który skojarzył, rozerwie go... a... — tu szydersko spojrzała na Zygmunta z półuśmiechem, i po cichu zakończyła: — pan wiesz najlepiéj, że najmniejszego do niéj nie masz prawa... bo żoną pańską jest tylko z imienia...
Zygmunt się zarumienił, chciał spytać, zkąd ma tę wiadomość? i zamilkł. Ze wszech miar go to strwożyło, bo widać Olimpia się z niczém nie kryła.
— A takie małżeństwo, mogę panu ręczyć, paplała daléj Klara — nie potrzebuje nawet rozwodu i właściwie jest żadném...
— Powinienem się był tego spodziewać, z przekąsem odezwał się Zygmunt — że pani przejdziesz do obozu nieprzyjaciela...
— Ale ja wcale panu źle nie życzę! ofuknęła Klara: przeciwnie, jéj i panu jak najlepiéj, a mówię prawdę, abyś się darmo nie łudził.
— A zatém? spytał Zygmunt siadając.
— Pokory i cierpliwości! dogmatycznie wyrzekła Klara: wiele pokory, posłuszeństwa i poddania się... woli Opatrzności!
Trzeba było słyszeć i widzieć, jak nielitościwie szydersko wymówiła te pobożne w końcu wyrazy... Żartowała sobie z biedaka.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Serce i ręka.djvu/120
Ta strona została uwierzytelniona.