Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Serce i ręka.djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.

Zygmunt widząc, że tu nic nie zyska, pobiegł za paniami. Portyer wskazał mu w istocie kierunek, w jakim poszły. Lecz nie widać ich było... Zygmunt puścił się na oślep, domyślając się, że się skierowały ku jezioru; leciał dosyć szybko i miał tę przyjemność, że przybywszy do małego portu przy grobli, gdzie się zwykle zbierają łodzie do najęcia, zobaczył o dobrych parę staj panie płynące z wolna pod cienistemi brzegi. Klara ukłoniła mu się z daleka... Zygmunt z razu z gniewu nie namyślił się co począć, gdy wioślarz przyszedł mu ofiarować swą łódkę...
— A dogonimy tamtą, tak, żebyśmy obok niéj płynąć mogli? zapytał Zygmunt.
— Za dobre pour boire będziemy się starali.
Rzucił się więc na łódkę nadąsany, a ta natychmiast odbiła od brzegu. Klara widziała to wszystko...
— Nudziarz będzie nas gonił, rzekła, — i odezwała się do wioślarzy: Moi przyjaciele! czy też my się damy dogonić téj łódce, która pewnie ścigać nas będzie?..
— Dobre pour boire? szepnął stary wioślarz.
— Bardzo dobre! dodała Olimpia: — ale nie dawajcie się dogonić!...
Wioślarze poszeptali z sobą...
Wody jeziora były jak kryształ czyste i spokojne; głębokie jego dno wysłane kredziastemi pokładami, o kilkanaście sążni widać było na wskroś, dziwnemi powleczone barwami. Wietrzyk nie dotykając wód nad brzegami osłonionemi, zaledwo nieco czuć się dawał górą. Wioślarze prędko podnieśli maleńki maszcik i rozwinęli zapaśny żagiel, próbując brisy... Współzawodnicy na mniejszém czółenku wcale tego nie mieli, wygrana pań była pewna.. Żagiel wzdęty