— Wszakże mam honor? zdaje mi się? miałem przyjemność poznać pana barona u panny Adeli?
Zygmunt jeszcze nieprzyjemniéj dotknięty tém wspomnieniem, podniósł głowę kwaśno i wyjąknął:
— Prawdziwie nie przypominam sobie...
— Więc mu się muszę przypomnieć, jestem baron Artur von Redke, były major.
— A! a! a! zawołał Zygmunt, kłaniając się: bardzo mi miło...
Baron drugie przysunął krzesło do stolika bez ceremonii.
— Jestem tu lat kilka... Najlepiéj znam Genewę. Pan nie życzy jéj sobie poznać? mógłbym służyć za przewodnika... Ja tu już jestem jak w domu. Wszak pan grywałeś w klubie? My tu mamy w domach prywatnych, bardzo szanownych, grę uczciwą, towarzystwo miłe, kobiety zachwycające... Pan ma gust wytworny, świadkiem panna Adela, lecz i tu się znajdą egzemplarze kobiet znakomite...
Zygmunt chciał kilka razy przerwać, napróżno, baron śmiał się i gadał, a oczyma go rozbierał.
— Ja tu nie bawię, jestem w przejeździe, rzekł w końcu, a żonatym będąc...
— A! pan się ożenił! winszuję. Ale w stanie małżeńskim dystrakcye są też potrzebne, rozmaitość dodaje smaku; dobra ekonomika wymaga czasem epizodzików... Cha! cha!
Zygmunt był bardzo seryo.
— Żałuję, dodał, że z łaskawych ofiar pana barona korzystać nie mogę... Jestem na wyjezdném!...
— Przecięż nie dziś?
— Nie wiem...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Serce i ręka.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.