Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Serce i ręka.djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.

Odpowiedzi były lakoniczne i odstręczające; lecz Redke, gdy postanowił sobie kogo złapać, niełatwy był do odprawienia. Udawał, że nie roznmie...
— Przyznam się baronowi, rzekł, że widząc go samym, nie przypuszczałem, byś był żonaty... A pani tu?
— Tu, chora...
— Nie chcielibyście państwo doktora? mogę im nastręczyć.
— Nie, jedziemy do Włoch...
— A kiedy szanowna małżonka chora... tém bardziéj dystrakcya potrzebna, aby nie upaść pod ciężarem frasunku... Dzisiaj mamy znakomity koncert...
— Koncert? spytał Zygmunt, któremu nagle przyszła myśl namówienia żony i hrabiny i towarzyszenia im obu. Czyj?
— Sławny, znakomity Ullmanowski!.. Patti śpiewa...
— A! to być może zajmujące...
— Tak, dla tych co mają bilety...
Redke dobył z kieszeni jeden i pokazał go.
— Ale to się nabywa na wagę złota, ci Anglicy podrażają wszystko... Ja, co się tycze mnie, mówił Redke, dość jestem obojętny na muzykę... Mógłbym baronowi mój bilet odstąpić... wprawdzie nabyty ze znaczną prymą, ale o téj godzinie już kurs jest wyższy...
— Gdybyś pan miał ich trzy? rzekł Zygmunt.
Baron zerwał się z siedzenia.
— Zaczekaj pan tu... dostarczę mu ich... Miłoby mi było służyć dawnemu znajomemu....
I pochwyciwszy kapelusz, rzucił się żywo ku drzwiom. Zygmuntowi przyszło teraz na myśl pozbyć się natręta uchodząc, lecz nim się dowołał rachunku,