Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Serce i ręka.djvu/137

Ta strona została uwierzytelniona.

dzina koncertu!... Pożegnał więc co prędzéj doktorową zapraszającą go uprzejmie na rewanż, i pobiegł do hotelu. Ztąd panie już wyjechały, ale nikt nie wiedział do teatru, czy na koncert... Gniewny sam na siebie Zygmunt śpieszył już sam z biletami do sali... Na nieszczęście ktoś snadź dobrodusznego barona Redke niegodliwie oszukał: wszystkie trzy bilety kupione u niego były fałszywe. Zygmunt dostawszy liche bardzo miejsce, wcisnął się do przepełnionéj sali.

∗             ∗

Życie ma wiele stron smutnych, sztuka ma zagadek bez końca. Przestrach nieraz ogarnia, gdy się w głąb fenomenów powszednich myśl zapuści. Patrzysz w oczy kobiecie... mówią ci jezykiem niebios, pieśnią aniołów... lecz nie żądaj, ażeby usta niemą tę pieśń powtórzyły: te śliczne oczy, w których ty czytasz tyle, nie roiły o tém, coś w nich znalazł... Artysta wykonywa arcydzieło, muzyka brzmi odcieniami najdelikatniejszemi, w zachwyceniu idziesz uścisnąć dłoń wirtuoza, zaczynasz rozmowę i znajdujesz najprozaiczniejszego w świecie człowieka. To, czém mówił do twojéj duszy, w jego własnéj nie postało... Jakże tu nie przypuścić, że przez te palce demon jakiś, który je opanował, co je użył za narzędzia, przemawiał? że my wszyscy jesteśmy klawiszami wielkiego organu, na którym grywa czasem duch wszechświata, a czasem prosty organista! Te myśli przychodziły może niejednemu słuchając koncertu Ullmann’a, na który się wszyscy Anglicy, Amerykanie, Rossyanie, Polacy, a nawet oszczędni Szwajcarowie zebrali, aby się napawać cudownie wykonywaną muzyką arcymistrzów, odżywioną natchnieniem