Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Serce i ręka.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.

nie taiła sama przed sobą, że zgaszona przez sąsiadkę, służyła jéj tylko za repoussoir.
Odśpiewała już pierwszą aryę sławna artystka, odegrał wiolonczelista przepyszne koronkowe waryacye, tenor zachwycił słuchaczów słodyczą swojego głosu dobywającego się z dziwną łagodnością z głębin kolosalnych jego piersi, gdy hrabina Klara niemająca programu spojrzała w ten, który trzymała jéj sąsiadka. Następny numer zawierał trio Schumann’a, a fortepianową jego partyę miał odegrać Włoch, znakomity, choć jeszcze mało znany, artysta Fratelli. Sąsiadka nieznajoma, Amerykanka czuła się w obowiązku hr. Klarze udzielić wiadomości, iż Fratelli szczególniéj nadzwyczajném uczuciem w grze celował, że Ullmann go pierwszy gdzieś odkrył i dał poznać światu i nie wątpi, że Rubinstein i Bülow mieć w nim będą niebezpiecznego współzawodnika. Jeszcze szeptała Amerykanka, gdy pan Fratelli, piękny, słusznego wzrostu mężczyzna ukazał się na estradzie, witany rzęsistemi oklaskami. Postać była szlachetna, głowa pełna wyrazu, twarz jeszcze młoda, acz smutna i blada, a co najdziwniejsza, bujny włos otaczający ją, jakby dziwactwem jakiémś i igraszką natury był jak u starca siwy, prawie biały. Amerykanka właśnie szeptała na ucho Klarze, iż siwizna ta przedwczesna miała być owocem jakiejś strasznéj boleści, która pana Fratelli zaledwie dwudziestokilkoletniego dotknęła, tak, że wysiwiał jednéj nocy. Podanie to, podobne do legendy więzienia Paganini'ego, nowego uroku dodawało wirtuozowi. Oczy wszystkich pań zwróciły się na niego z niewysłowioném współczuciem. Piękny był, sympatyczny i jakaś poezya wiała od niego... Nie znać w nim było na popis