Pani Klara nie straciła ani chwili, wiedząc, jaką na siebie wzięła odpowiedzialność; nie wychodziła nigdy z domu bez książeczki i ołówka. Na jednéj z kartek napisała po francuzku:
„Dama znana panu Fratellemu z Drezna, która go poznała mimo zmiany nazwiska, pragnie go widzieć. Ostrożność wymaga pośrednictwa. W pierwszym rzędzie siedzi ktoś ubrany liliowo, z kwiatami lotusu na głowie. P. Fratelli proszony jest, aby z tą panią jak najrychléj się rozmówił. Nic jéj nie krępuje.”
Z tą kartką wydartą z książeczki, od niechcenia się przechadzając, Klara zbliżyła się do orkiestry. Wybór jéj padł na biednego starego, którego funkcyą było bić w bęben, na czém pewnie zarabiał niewiele.
Orkiestra spoczywała. Klara zbliżyła się do starego z luidorem w ręku i karteczką..
— Kochany panie, rzekła mu cicho, pokazując luidora: proszę go przyjąć za oddanie téj kartki panu Fratellemu; natychmiast drugi luidor za odpowiedź.
Staruszek, któremu nigdy tak łatwo się nie trafiło zarobić sztuki złota, pochwycił kartkę i znikł drzwiami na prawo. Bardzo niespokojna hr. Klara chodziła daléj wzdłuż i wszerz pod orkiestrą. Szczęściem skończyła się była pierwsza część koncertu, a przed rozpoczęciem drugiéj zostawało dosyć czasu, by staruszek po luidora przygotowanego mógł powrócić. Ale Klara wyglądała go napróżno... Już muzycy zaczynali powracać na swoje miejsca, wszyscy i nikogo oprócz wielkiego bębna nie brakło, gdy i on ukazał się wreszcie ocierając pot z czoła. Klara przysunęła się niecierpliwie, wyciągając rękę z luidorem.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Serce i ręka.djvu/145
Ta strona została uwierzytelniona.