Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Serce i ręka.djvu/146

Ta strona została uwierzytelniona.

Natomiast stary oddał jéj wielkich rozmiarów kartę wizytową, na któréj pod nazwiskiem: Signor Giovanni Fratelli dopisane były po francuzku słowa:
„Czekam na rozkazy u wyjścia z sali od téj chwili.”
Hrabina Klara, chociaż śpiewać miała znowu Patti, posunęła się, chusteczką zasłaniając twarz ku wyjściu... Była sama jedna, ale śmiała jéj postawa i głos wyjednały przejście wolne przez tłumy. Zmiąwszy swą sukienkę, zmęczona znalazła się u wyjścia, oglądając do koła.
Po długich na ramiona spadających białych włosach i smutnym uśmiechu poznała stojącego na uboczu Bratanka. Ubrany był tak jeszcze, jak występował na koncercie... Pochwyciła go żywo za rękę.
— Grasz pan jeszcze w tym koncercie? zapytała.
— Nie, rzekł artysta: entreprener nasz wprawdzie żądał po mnie czegoś, ale mnie jeden z towarzyszów zastąpi, nie mam siły...
Spojrzała na niego Klara bystro:
— Poznałeś pan Olimpię?
Fratelli zarumienił się:
— O! pani, mógłżebym jéj nie poznać?
— Olimpia jest moją przyjaciołką, jest siostrą — ja wiem wszystko... Ona pana kocha... pan się z nią widzieć musisz... los szczęśliwy zbliżył was... Lecz nim pana zawiozę do siebie, musimy pomówić i muszę objaśnić, wytłómaczyć... Siadaj pan ze mną do powozu, i każmy jechać gdzie chce woźnica...
Fratelli się zadumał.
— Nie śmiem pani o tak wielką prosić łaskę, rzekł, ale ja o trzy kroki ztąd mieszkam...
— Zatém idźmy; wszak ja pana nie skompromituję? zapytała śmiejąc się Klara.