rozgrzeszało — kupione złotem... Smutna to prawda, stara jak świat, lecz dopiero dziś stała się ona znamieniem wieku. Dawniéj bywały wszakże wyjątki i pewne majątki, za które swoje kwalifikacyi do wyższych sfer kupić nie było można; dzisiaj wszystko jest na sprzedaż.
Ojciec Zygmunta pierwszy tę prawdę podniósł do aksyomatu; syn ją przyjął za życia prawidło. Obaj razem mieli dodatkowe do swojego kodeksu artykuły. Szambelan wiedział, że ogłada i powierzchownie świetne wychowanie było warunkiem pomocniczym, nader pożądanym; syn utrzymywał, że spryt i gęba potrzebne były koniecznie. Obaj po cichu uznawali i to, że gdy się o wielkie kusi rzeczy, w środkach nie ma co przebierać. To też gdy pan Zygmunt począł starać o Olimpię ze świadomością tego, czém mu to małżeństwo groziło, ojciec rozpływał się nad rozumem i praktycznością syna.
On sam miał się za nadzwyczaj zręcznego... Nie wahał się udawać zakochanego w pani radczyni, maskować się przed ojcem, zdobywać pannę przebojem....
Był pewien, że skoro odejdzie od ołtarza, zwycięży jéj wstręt i opór. Rachował wiele i na to, że Olimpia dla oczu ludzkich coś poświęci, a on z tych ustępstw skorzysta... W tak różowych myślach odjeżdżał po ślubie od ganku pałacu w Zabrzeziu; ale już w Berlinie zadanie, które mu się zdawało z razu łatwém, okazywało się nierównie trudniejszém. Rachubę na tygodnie musiał przemienić na miesiące; uznawał, że się na charakterze żony omylił. W ciągu podróży do Genewy zamiast postąpić daléj, Zygmunt prawie się cofnął. Zaczynał wątpić o sobie, a w myśli szukać nowych środków pomocniczych.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Serce i ręka.djvu/157
Ta strona została uwierzytelniona.