Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Serce i ręka.djvu/172

Ta strona została uwierzytelniona.

Ukłoniła się i wyszła.
Tak nic nie dokazawszy, a popsuwszy tylko swą sprawę tém, iż się wydał, Zygmunt musiał wyjść... W korytarzu się zawahał. Chciał zaraz do żony pójść i rozmówić się z nią; rozwaga mu wskazała, iż toby do niczego więcéj doprowadzić nie mogło.
Znękany, z głową zbolałą, zawrócił się do mieszkania... Całodzienna włóczęga odebrała mu siły, rozmowa z Klarą nabawiła gorączki. Z rodzajem rozpaczy wpadł na drugie piętro i rzucił się na kanapę. Godzina była już dosyć późna... Zdziwił się, słysząc wkrótce pukanie do drzwi... zapalił światło, o którém zapomniał... We drzwiach stał major Redke...
— Pan baron mi daruje, że w tak późnéj godzinie przychodzę, ale byłem tu już parę razy. Chcę pomówić o pięknym projekcie tym śniadania z artystami. Czy panu stanowczo idzie o tego dziwaka Fratellego, bo jabym mu dostarczył daleko przyjemniejszych chłopaków, co się zowie miłych i wesołych, a to jest tetryk, nudziarz... i...
Z razu Zygmunt niedobrze zrozumiał i kwaśno przyjął Redkego, który rzuciwszy badawczém okiem po pokoju, co najprędzéj zabrał miejsce, aby dłużéj pozostać; w końcu jednak pomiarkował, że ten awanturnik na coś mu się przydać może.
— Jestem ciekaw bardzo Fratellego, bo o nim wiele słyszałem, i głównie idzie mi o niego.
— A tu właśnie główna trudność jest mieć go, bo dzisiejszego dnia, jak się dowiaduję, nie wiedzieć z jakiego powodu zerwał umowę z Ullmannem, między nami mówiąc, złotą, korzystną tak, że drugiéj podobnéj nie znajdzie, i jakby go co paliło, zapakował się, zabrał... siadł słyszę na koléj i wyjechał