bo go jejmość za serce chwyciła, że prawie zmysły postradał. Przyjaciele, krewni odradzali wszyscy. Panna była i majętna, i pięknéj familii, i rozumna do zbytku, i zalotna, a umiejąca się podobać. Matkę znali ludzie z płochości i awantur, których się do późnéj starości nie wyrzekła. Domyślali się wszyscy, że i córka nie będzie lepsza. Gdy nic nie pomagało, ożenił się mój poczciwy, dobry pan. Z razu niewielkie szczęście, upojenie, miłość wielka, zabawy i wesele... Ale rok za rokiem zmieniać się to zaczęło. Przyszła na świat panienka... Zdawało się, że macierzyństwo uspokoi naszą panią... Kochała bo i kocha dziecko okrutnie, ano o sobie nie zapominając... Zabawy, stroje, świat wielki, podróże, bez tego nie mogła żyć... W domu nudziła się, mąż nie starczył nigdy, ani rodzina... a to do wód, a to do miasta na zimę... Kaprysów mnóztwo... Boże mi odpuść! po kilku latach pan pochmurniał, bo się młodzież plątać zaczęła.. Cudzoziemcy, awanturniki, artyści... Opędzić im się nie było można... Z wielkiéj owéj miłości przyszło do obrzydzenia ze strony pani, do wymówek. Święty to człowiek nasz pan, jak on to wszystko przetrwać umiał z czołem pogodném, pokryć, walczyć, przed światem osłonić i ratować honor domu i majątek! Wprawdzie niezawsze mógł zwyciężyć; gdy jejmość na kieł wzięła, trzeba było i długi płacić często, i dziwactwom dogadzać, i nieraz uledz, i wstydu się napić tak, żeby go nikt nie spostrzegł... jak smakuje... Co on zniósł, tylko może Bogu i mnie wiadomo. Nigdy nie pisnął nawet. Przed światem udawał szczęśliwego. Jam go tylko widywał na modlitwie zapłakanego, ale gdy się domyślał, że go zejść mogę, wstawał co prędzéj, kolana ocierał i poczynał świstać.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Serce i ręka.djvu/19
Ta strona została uwierzytelniona.