Święty człowiek! panie... Z razu było jako tako, ale gdy jejmość zaczęła więdnąć, szło coraz gorzéj. Dobrze byli z sobą, a no żyć już nie mogli... On osobno poszedł, ona swoim dworem... Ten gospodarzył na wsi, ta latała po Paryżach... Pretekstem była córka... Bo jakże tu córkę jedyną, milionową dziedziczkę, proszę jegomości, wychować w domu? Jegomość chciał sprowadzić guwernantki, metrów, czegoby tylko potrzeba; jejmość słuchać o tém nawet nie mogła... Córka się musiała wychowywać za granicą... i stało się, że z panią zamieszkała w Dreźnie, i siedziały tam razem lat kilka, nawet gdy już panna Olimpia słuszna była i dojrzała. Ale że bardzo miała wielki talent do muzyki, więc nie godziło się go zagrzebywać, i siedziały a siedziały z matką w Dreźnie. Ile też to nas kosztowało! ale mniejsza o te nieszczęśliwe pieniądze, co to się tam działo! panie mój...
Popatrzał stary na wikarego.
— Mój ojcze, dodał, już się zaczęło, muszę się wyspowiadać do końca. Niech to będzie spowiedź... bo któż tam wie, czy i na mnie jaka wina nie cięży?.. Zaklinam was... niech to jak kamień w morzu utonie, co powiem...
— Bądźże spokojny, panie Macieju, odpowiedział wikary łagodnie, ja cię nie wyciągam na nic, mów ile ci się spodoba, a sekretu jak na spowiedzi możesz być pewien. Na to ci daję słowo kapłańskie.
Stary w rękę go pocałował z rozczuleniem.
— I dobrze jest, szepnął, żebyście wy wiedzieli wszystko, kto wie? możecie być pomocą i pociechą staremu panu, będziecie wiedzieli, jak się tu obracać i czyją brać stronę... Tylko wam tyle powiem: czarne a straszne rzeczy wyznać wam muszę. Między
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Serce i ręka.djvu/20
Ta strona została uwierzytelniona.