się ta nieszczęśliwa przygoda, o któréj byłem uwiadomiony. O co panu teraz idzie?
— O odkrycie zbiegłych! mogłoby się to jeszcze po cichu i bez skandalu rozwodem lub inaczéj ułożyć...
— A! rzekł prezes, sięgając po książkę. Przed dziesięciu dniami ci państwo zwykli byli przebywać nad jeziorem w domku zwanym villa Serena...
— Może tam się znajdują jeszcze?
— Tego nie jestem pewien, willa ta już do mojej jurysdykcyi nie należy...
Podziękowawszy prezesowi, szambelan wziął natychmiast powóz, i nie rozważywszy co czyni, wprost pojechał do wskazanego domu. Nie myślał nawet o tém, iż mógł spłoszyć zbiegłych. Zwykła przezorność opuściła go tym razem...
U drzwi willi wisiała znowu tablica z napisem: A vendre ou à louer... Stara kobieta mrucząc wyszła do niego i opowiedziała mu, iż dwoje tych państwa od kilku dni willę opuściło. Siedli na statek parowy, który w różnych miejscach do lądu przybijał, a z miejsc tych znowu rozchodziło się tyle dróg po całym świecie!
Był to ostatni ślad, jaki o zbiegłych powziąć zdołał nieszczęśliwy szambelan... Policyę szwajcarską całe życie potém przeklinał i różne o niéj opowiadał dziwy.
∗ ∗
∗ |
Zygmunt wyzdrowiał nareszcie. Przygotowany z wolna przez ojca, późniéj przez radczynię, która objęła nad nim troskliwą opiekę, dowiedział się o ka-