Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Serce i ręka.djvu/24

Ta strona została uwierzytelniona.

no... Tylko że już i tych się nam przebierać zaczęło... rzednieli. Czasem udało się kogo pochwycić, ano rozpatrzywszy się, rychło brał nogi za pas. Humor pani coraz bardziéj psuć się zaczynał. Nie stawało gości i młodzieży i tego towarzystwa, które lubiła... Jam Panu Bogu dziękował, że się to przecięż raz może skończy, ano gdzie tam! gorsze następowało... Panienka uczyła się łatwo i korzystała wiele, ale ze wszystkiego najulubieńszą jéj była muzyka. Jeszcze nie miała lat czternastu, gdy się ludzie zbierali słuchać, tak grała ślicznie. Nauczyciele początkowi poodchodzili z kolei, trzeba było kogoś bardzo mądrego, żeby daléj uczył, bo dla niéj już trudności nie było. Sami metrowie mówili, że tyle umie, co i oni. Jakoż jesienią młody Czech zapowiedział koncert w Dreźnie. Człowiek był nieznajomego nazwiska, ubogi, ale mówiono o nim jako o nadzwyczajnym talencie. W magazynie, w którym nóty pani bierała, wetknięto jéj kilka biletów. Jak dziś pamiętam, nie chciała iść na koncert, ale córka się uparła i tak prosiła matki, że ta wystroiwszy się w koronki i aksamity, pojechała. Aż słyszę po koncercie, tego samego wieczoru, unosi się sama pani, unosi panienka, w wielkich admiracyach guwernantka. „O! takiego właśnie nam trzeba wirtuoza dla Olimpki, dla dokończenia jéj muzykalnego wychowania!..” Nazajutrz pani pojechała na miasto, trzeciego dnia o południu, przyszedł pan Jarosław Bratanek, i spotkałem go pierwszy w progu, i uderzył mnie nadzwyczaj piękną postacią... Słuszny, czarnych włosów i oczu, zbudowany jak Herkules, coś miłego i szlachetnego w twarzy... lat więcéj nie miał nad dwadzieścia kilka...