Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Serce i ręka.djvu/253

Ta strona została uwierzytelniona.

łasować i procesować się. Są na to sposoby i na wszystko kompensaty...
— Przepraszam pana radcę, sucho odciął się baron, który czuł, że dla targu lepszego należało się bardzo twardym okazać: są rzeczy drogie, święte, których straty niczém się kompensować nie dają. Przyszłość Zygmunta złamana, starość moja nieszczęśliwa, srom przed ludźmi... a! panie! to są rzeczy niemogące wynagrodzić się niczém.
Szambelan wymówił te wyrazy z takim zapałem, czułością, przejęciem, iż sądzić można było, że w istocie tak myśli... Radca uczuł nad nim politowanie..
— Panie szambelanie, począł po chwili: w téj bolesnéj dla obu rodzin sprawie, obu nas Bóg dotknął, i ja mam niepowetowane straty, i mnie serce się nierychło zagoi... Nie krwawmyż ran naszych i starajmy się wzajem ulżyć sobie, a nie utrudniać rozwiązania...
— Jak to? więc pan postanowiłeś?
— Postanowiłem żądać rozwodu i córkę oddać temu, który ją kochał, którego ona kochała...
— My się na rozwód nie godzimy...
— Lecz ślub nic nie znaczy, gdy pożycia nie było...
— Przecięż razem z sobą spędzili kilka tygodni? odparł szambelan.
— Waćpan wiesz najlepiéj, jakie to było pożycie. Nie kłóćmy się o słowa... nie myślcie mnie zastraszyć... nie bądźcie gorszymi, niż was sądzę...
Baron bardzo indyczą minę zrobił. Stał, nie mogło mu się to jeszcze w głowie pomieścić, jakim sposobem ów człowiek tak przebiegły, polityk i dyplomata, mógł całą sprawę z niezmierną prowadząc bieg-