Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Serce i ręka.djvu/269

Ta strona została uwierzytelniona.

Ani Olimpia, ani jéj mąż nie pokazali się tak rychło w domu rodziców. Z Genewy wyjechali do Włoch, a ślub dopiero w Rzymie mógł nastąpić, po dopełnieniu formalności rozwodowych... Sąsiedztwo tymczasem nagadawszy się do sytu, a każdy opowiadał to inaczéj, umilkło...
Zygmunt rozstawszy się z Angielką, niebardzo chciał też wracać do kraju i nastręczać się ciekawym badaczom na niedyskretne pytania... I on wyruszył też do Włoch. Obojetném mu było dokąd ma jechać i zamiast do Medyolanu zmierzył do Wenecyi, postanawiając tam zimę przepędzić.
Jakież było zdziwienie jego, gdy drugiego dnia po przyjeździe, z hotelu San Marco, wychodząc na Piazettę, zetknął się z hrabiną Klarą! Szła otoczona całym dworem turystów jak królowa, wyświeżona, piękna, wesoła, śmiejąc się, i rozmawiając... Na widok Zygmunta rzuciła swych wielbicieli i towarzyszów i podbiegła ku niemu.
— Baronie! cóż ty tu robisz? Sans rancune, nie prawdaż?
I podała mu rączkę.
— A! z wielką przyjemnością hrabinę spotykam... Przyjechałem tu na zimę!
— Wystaw sobie: ja także! Taka bo to śliczna ta Wenecya wdowa! a że i ja wdową jestem....
— Z dobrej woli? nie prawdaż? spytał Zygmunt.
— Tak jest! Nie mam najmniejszéj ochoty znowu skłaniać karku pod złote jarzmo... Powiedz mi, ale szczerze: czy bardzo staro wyglądam?
— Coraz młodziéj...
Hrabina się uśmiechnęła.
— Wszak już po rozwodzie? spytała.