stało, panie Macieju... Milczmy i miejmy nadzieję w miłosierdziu bożém, że się to wszystko na dobre obróci... „
Maciej podnosząc oczy ku niebu, ręce złożył, i pożegnawszy wikarego, powlókł się z wolna ku pałacowi...
∗ ∗
∗ |
Niedaleko od granicy Wielkopolski, zakordonowanéj pod panowanie pruskie, jest mała wioseczka, któréj ogromny dwór kazałby się domyślać wielkich włości, tymczasem folwark to i ubogi, i lichy, i bardzo obcięty. Należały do niego dwie wioski sąsiednie, od dawna już przeszłe w cudze ręce. Dziedzic ratując ostatki mienia i chcąc zostać przy jakiéjś posiadłości, utrzymał się przy Wierchówku (tak się wioska zwała), choć i na tym jeszcze długi ciężyły. Majętność Wierchówek, w nieszczególniejszych gruntach, odcięta od znaczniejszych dóbr, nabyta była za czasów Księztwa Warszawskiego, przez niejakiego p. Dobińskiego, który używany był do różnych missyj dyplomatycznych przez Napoleona i od niego nawet tytuł barona Cesarstwa Francuzkiego otrzymał... Dobińscy z Dobna, herbu Wręby, byli starą, ubogą szlachtą rozrodzoną, któréj się nigdy nie śniło, by jeden z jéj potomków ważniejszą jakąś odegrał rolę i prawie do ministeryalnéj doszedł teki. Tak się przecię stało, gdy cesarz Napoleon, rządząc się jak w domu w posiadłościach księcia warszawskiego a króla saskiego, nieukontentowany z jednego z ministrów, chwilowo Dobińskiego mu narzucił za następcę tego, co na jego niełaskę miał nieszczęście zasłużyć. Dobiński w wielkich fa-