starzała stracić wiele nie może... a ojciec stoi na straży...
— Ale panna?
— Poszedłszy za mąż, zapomni owego jegomości, jeżeli o nim jeszcze pamięta. Masz dosyć taktu, aby się nie lękać tego, co we krwi mogła dostać po matce... Zresztą, mój drogi, gdzie się tak wielkie dokonywają sprawy, gdzie idzie o stanowisko imienia i rodu, o wpisanie się dans le livre d’or arystokracyi europejskiéj, można coś poświęcić.
Spojrzał na syna, ten zamyślony milczał, paląc cygaro.
— Nie ma co zwlekać, dodał ojciec, może nas kto uprzedzić.
— Imię rodziny? zapytał syn.
Ojciec zbliżył się do ucha i szepnął nazwisko pana radcy z Zabrzezia. Brzmiało ono wspomnieniami kilkusetletniemi i zrobiło wrażenie na Zygmuncie.
— Koniec końców, odezwał się z głębokiém westchnieniem: trzeba psu oczy sprzedać, jednakże...
— A ileż się one razy sprzedają za daleko tańszą stawkę? podchwycił ironicznie szambelan. Demokraci, którzy sami nie są lepsi, mogą sobie hałasować, plwać, gadać co im się podoba, co nam to szkodzi? Najprzód nikt im nie uwierzy, bo wiadomo, że szkalują nas systematycznie; powtóre, nie żyjemy z nimi, siły nie mają, z wrzaskiem się obyliśmy... mniejsza o to...
— Historya panny jest więc dosyć głośna?
— Nic a nic, ledwie coś, gdzieś, może ktoś się domyślił i szepnął... Wycieczka owa z muzykiem była doskonale zatarta przez matkę, która podobno sama z nim jeszcze romansik mieć życzyła... Ludzie
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Serce i ręka.djvu/39
Ta strona została uwierzytelniona.