chodził wszelkie nadzieje... Zygmunt ledwie oczom wierzył. Skąpiec dał sześć tysięcy rubli, ażeby się raz pozbyć natrętów. Szambelan miał wielką ochotę coś z tego dla siebie urwać, ale syn stanowczo oświadczył, że nie da złamanego szeląga, i że to będzie zaledwie wystarczającém na tę wyprawę po złote runo.
W ten sposób złożyło się wszystko bardzo łatwo i dobrze... Zygmunt pojechał do Warszawy a że sam miał wielu wierzycieli, podjął summę cichuteńko przegrał w klubie nie więcéj nad tysiąc rubli i wrócił na wieś. Nie widział się nawet z tą nieszczęśliwą panną Adelą, która bodaj czy nie była jego pierwszą i ostatnią miłością. Dałbym całe fałszywe wyobrażenie o niéj, mówiąc tylko, że była ozdobą warszawskiego baletu. Zręczne jéj nóżki były niczém w porównaniu do główki, języka, sprytu i szyku. W Paryżu panna Adela zrobiłaby była fortunę kolosalną, w Warszawie o mało nie wyszła za bogatego Ormianina, a zakochawszy się w Zygmuncie, biedaczka i sobie, i jemu wiele strat i kłopotów ściągnęła. Tak bowiem było... tak! jakkolwiek rzecz się zdaje nieprawdopodobną: panna Adela kochała się najprzód w Zygmuncie, potém on się w niéj kochał, potém przez czas krótki kochali się oboje.... a naostatek rozstać się musieli... Panna Adela sama się zrujnowała tą miłością, kosztowała wiele Zygmunta i musiała uledz matce, która w imię rozsądku, starości i zdrowéj rachuby skłoniła ją do przejścia na stronę Armenii.
Miłość panny Adeli dla Zygmunta była niezmiernie głośną w rocznikach teatralnych, wiedzieli o niéj wszyscy, cytowano ją jako rzadki kwiat wystrzelony
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Serce i ręka.djvu/48
Ta strona została uwierzytelniona.