Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Serce i ręka.djvu/51

Ta strona została uwierzytelniona.

przeznaczonéj, wyraz tragiczny czarnych oczu nieulękłych, które z żadném wejrzeniem spotkać się nie bały i nie cofnęły przed żadném badaniem, śliczne maleńkie usta niemal ze wzgardą podniesione nieco, ale nadewszystko wyraz całéj postaci i fizyognomii. Było w niéj coś z tragedyi greckiéj, przypomniała mu Rachelę na teatrze francuzkim, Ifigenię, Medeę... Nawet nieświadomy jéj tajemniczéj historyi, mógł ją, nietajoną, wyczytać z wyrazu téj pięknéj a dziwnie smutnéj twarzy... Zygmunt cale czego innego się spodziewał, a znalazł potęgę, w obec któréj prawie zwątpił o sobie. Widział teraz dobrze, że tu, aby zwyciężyć, trzeba się było poddać na łaskę i niełaskę... Zwątpił też, czy się podobać potrafi, czy do tego tonu nastroi się tak, aby nie był znowu dyssonansem dla matki i ojca.
Kwestya starania się o pannę wydała mu się zawilszą, niżeli ją sądził z razu. Lecz nie rozpaczał. Przyszłość tylko czarną i chmurną się przedstawiała. Nie była to kobieta płocha, zalotna, ani upokorzona grzesznica, lecz niewiasta czująca swą godność, swe prawa i nieugięta pod ciosami losu.
W czarnéj sukni, z białemi tylko mankietkami i kołnierzykiem, ubrana z prostotą prawie przesadną, Olimpia była przecięż tak wielką panią, że Zygmunt doskonały aktor, czuł się przy niéj mało co lepszym od lokaja.
Ponieważ całe towarzystwo skupiło się przy jednym stoliku, i Zygmunt nie mógł specyalniéj do nikogo się zalecać, ograniczył się chłodnym dowcipem i wielkiém umiarkowaniem. Nie przeszkadzało mu to popisać się zręcznie z wielkiemi stosunkami w świecie, ze znajomością obcych krajów, z literac-