Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Serce i ręka.djvu/54

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja? o pannę Olimpię?.. ale to rzecz niemożliwa! Sama pani to wiesz najlepiéj...
— A ja panu powiadam, ściskając dłoń jego szepnęła matka: że jeśli mnie będziesz słuchał, jeśli od niéj nie będziesz wymagał za wiele w pierwszéj chwili, ja ją potrafię skłonić... Staraj się pozyskać mojego męża, bądź dla niej uprzejmy, zbliż się... chciéj... ja mówię, że będzie twoją...
Po pierwszych tych wynurzeniach, rozpoczęło się dopiero staranie, do którego radczyni dołożyła ze swéj strony największą troskliwość i zręczną rachubę. Olimpia zbyła pierwszą insynuacyę matki milczeniem, potém przyszło do otwartéj rozmowy, do przekonywania, do sporów i do nieustannych nalegań... Radczyni też poddała najprzód mężowi myśl tę, iż nieźleby było mieć dla Olimpii takiego zięcia jak Zygmunt. Radca od dawna bardzo, widząc smutek i zgadując cierpienia córki, licząc jéj lata, pragnął niezmiernie wydać ją za mąż. Odmówiła tylu, iż zgodziłby się był na każdego, mniéj więcéj przyzwoitego człowieka. Gdy żona mu powiedziała, iż spodziewa się córkę skłonić do tego zamęźcia, chwycił się projektu oburącz. Zygmunt przez ten rok zachowywał się tak, iż nic mu zarzucić nie było można. Gospodarstwo nawet okazało się dobrém i wielce praktyczném. W sąsiedztwie miał tylko przyjaciół. Ojciec trapiony postrachem starego panieństwa córki, bądź co bądź wydać już ją pragnął. Jéj smutek, milczenie, dojrzałość przedwczesna, zobojętnienie na wszystko przerażały go. Obawiał się melancholii, choroby...
— Jeśli to jest rzecz możliwa, odpowiedział żonie, jeśli Olimpia przystanie na to, ja się zgadzam. Mieliśmy go czas poznać lepiéj, niżeli się zwykle stara-