Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Serce i ręka.djvu/55

Ta strona została uwierzytelniona.

rających zna... człowiek bardzo zręczny, miły i przyzwoity... Ojciec wprawdzie nienajlepszéj używa reputacyi, ale trudno wszystko mieć razem...
Najdziwniejszém w tém było, że panna nie sprzeciwiała się z razu. Uwiodło to matkę i uczyniło jéj nadzieję, że związek łatwiéj skojarzy, niż się późniéj okazało... Olimpia badała narzuconego jéj męża i zdawała się czuć ku niemu wstręt, którego nie objawiała słowy, lecz milczeniem.
Zygmunt zbliżył się do niéj już widocznie, starając się porozumieć. Trudno mu było dobyć słowa, słuchała go jakby z tajoną wzgardą, śmiała się, ruszała ramionami, zadawała mu sfinksowe zapytania... Jak skoro rozmowa zaczynała się stawać drażliwą i niebezpieczną, zrywała ją. Były chwile, iż się zdawała prawie zdecydowaną: potém odskakiwała przerażona... Matka zabiegała napróżno. Znając przywiązanie córki do ojca i uległość jéj dla niego jednego, radczyni skłoniła wreszcie męża, iż sam na sam rozmówić się o tém postanowił z Olimpią... Nakazano mu być stanowczym i nalegającym.
— Moja droga Olimpko, rzekł, przyszedłszy do niéj na górę ojciec: mam z tobą pomówić w ważnéj sprawie. Bądź łagodną, dobrą i nie zbywaj mnie tém swém zabójczém milczeniem. Raz przynajmniéj chcę widzieć jasno w sercu twojém.
Olimpia usiadła naprzeciw niego, i podała mu białą, wychudłą rękę.
— Chcesz mnie widzieć spokojnym i szczęśliwym? Masz-li odwagę zrobić dla mnie ofiarę? dziecko moje, mów...
— Jeśli nie przechodzi sił moich...