Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Serce i ręka.djvu/62

Ta strona została uwierzytelniona.

pisany. Stało w niéj, iż państwu młodym z ojcowizny i macierzystych funduszów dawali tymczasowo państwo radcowstwo trzy folwarki i pięć tysięcy talarów rocznego dochodu do nich. Po najdłuższém życiu pana radcy, cały majątek ziemski obejmowała córka, obowiązując się dożywotnio wypłacać matce pewną summę. Radczyni na wszelkie się warunki zgodziła. Dobińscy ani mogli marzyć o świetniejszych.
— Kochany szambelanie, dodał trochę zakłopotany gospodarz: pozwól mi jeszcze dodać coś do tego i nie obrażaj się proszę... Wiem, że nie z waszéj winy, interesa macie zawikłane... pan Zygmunt może potrzebować na początek kapitału... Nie wejdzie to w żaden rachunek, a pozwólcie, abym mu ofiarował po przyjacielsku małą sumkę, o któréj proszę, aby nikt nie wiedział. Chcę, by miał głowę spokojną...
Mała ta sumka wynosiła dziesięć tysięcy talarów, a nigdy trafniéj nie mogła przyjść niż w téj chwili. Że szambelan słysząc to nie zwaryował, winien zapewne szczególnéj opiece patrona swego... Zygmunt podziękował z godnością wielką, radca uściskał go czule.
— Staraj się tylko, aby Olimpia była szczęśliwą, bądź dla niéj czułym i dobrym... bądź wyrozumiałym...
I we łzach utonęła reszta.

∗             ∗

W dniu przeznaczonym na wesele, mała garstka zaproszonych gości cała już była zebrana w Zabrzeziu. Radca nie chciał tłumu, a Olimpia wyraźnie go prosiła, ażeby ślub odbył się jak najciszéj i przy najmniejszéj liczbie świadków. W miarę jednak jak się